Lyktan
S
?
Na ile język, którym mówię, to ja? I kogo czyni ze mnie wielojęzyczność? Kasia Syty szuka odpowiedzi na te pytania w rozmowie z reżyserką filmową Sophie Vuković o multilingwizmie i jego wpływie na życie i sztukę.
Freja, nordycka bogini płodności, potrafiła za pomocą swojej szaty z piór przybierać postać sokoła. Ślady podobnych jej mitologicznych zmiennokształtnych można dziś odnaleźć w niezliczonej ilości opowieści fantasy – na czele z Syriuszem Blackiem, Leah Clearwater czy Mystiqe – zdobywających od lat serca wszystkich zagubionych i tych, którzy czują się pomiędzy.
Reżyserka i scenarzystka Sophie Vuković to jedna z osób, które odnalazły się w zmiennokształtnych postaciach fantasy. Spotykam ją w pewne bardzo deszczowe popołudnie, żeby porozmawiać o jej twórczości filmowej. Zaczynamy od długometrażowego debiutu, filmu-eseju Shapeshifters z 2017 roku. Sophie próbowała w nim ubrać w słowa pustkę powstałą w chwilach, kiedy nie da się w prosty sposób odpowiedzieć na pytanie o pochodzenie czy dom.
Jej głos w filmie mówi: ”czytam o zmiennokształtnych, stworzeniach potrafiących przybierać różne postaci. Dziewczynkach, które zamieniają się w chłopców, w wilki czy smoki. Które potrafią opuścić swoje ciała. Zakradnąć się w dusze innych postaci, mówić ich głosami… w różnych językach. Dziewczynkach żyjących w wielu światach jednocześnie.”
– Czytałam w dzieciństwie mnóstwo fantasy. To historie dla wszystkich, którzy nie czują przynależności do określonego miejsca.
Czy można tęsknić do ojczyzny w której się nie dorastało? Sophie urodziła się w Zagrzebiu w 1988 roku, ale już jako jednolatka przeprowadziła się z rodzicami z byłej Jugosławii do Australii przez Zhujiang Kou, Deltę Rzeki Perłowej w Chinach (podczas boomu technologicznego w latach 90-tych), żeby ostatecznie osiąść w Szwecji. Pobyt w każdym z krajów oznaczał naukę nowego języka i obyczajów. I dezorientację w kwestii kraju pochodzenia dzieci.
Głos narratorki w Shapeshifters kontynuuje: ”Nie wybieraj. Nie szukaj domu, jeśli dom oznacza kraj. Bo nigdy nie dasz rady spełnić tych ciężkich kryteriów przynależności. Przestrzeń pomiędzy to nie pustka. Przestrzeń pomiędzy to nie tęsknota. Na to co istnieje w przestrzeni pomiędzy nie znaleziono po prostu jeszcze języka.”
– Film Shapeshifters wyrósł z doświadczenia dorastania z wieloma tożsamościami, co było zawsze obecne w moim życiu. Chciałam spróbować zobrazować to poczucie zawieszenia, mówi Sophie Vuković.
Sama forma filmu też przybiera różne postaci. Jego język zmienia się dosłownie: naprzemiennie słychać serbochorwacki, szwedzki i angielski, i w przenośni: wywiady z rodzicami filmowane iphonem mieszają się ze zdjęciami z dzieciństwa i refleksjami narratorki. Po chwili dociera do mnie, ku mojemu zaskoczeniu, że to z jej rodzicami ja się najbardziej identyfikuję.
Twoja wielojęzyczność jest wrodzona. Moja to raczej bardziej jakaś imitatorska konstrukcja ex post. Wiele osób dzieli z nami te same doświadczenia poczucia nieprzynależności, ale niewielu artystów porusza te kwestie i ukazuje wielojęzyczność, jej wpływ na życie.
– Ja czułam po prostu, że nie powinnam eliminować języków z filmu. Przeciwnie, myślę, że to swego rodzaju klucz – używanie wszystkiego do czego ma się dostęp. Co nas dotyka. Shapeshifters to wielojęzyczny film, bo tak wygląda moje życie.
Postaci Sophie cechuje często wewnętrzny rozłam, a ich dorastanie niepewność. W jej krótkometrażowym filmie Jamila główna bohaterka przygotowuje się do występu razem ze swoimi koleżankami, kiedy dociera do niej informacja, że rodzina dostała odmowną odpowiedź na wniosek o azyl. Rozmawia po kurdyjsku ze swoją zaniepokojoną młodszą siostrą jednocześnie udając, że wszystko jest w porządku w rozmowie z nauczycielami i koleżankami po szwedzku. Siostry rozmawiają w swoim języku, kiedy nie chcą być rozumiane przez innych.
– To dlatego, że sama tak robiłam. Takie sceny przychodzą mi naturalnie. Sztuki wizualne, a w szczególności film to idealne medium, które nie wymaga ścisłego przywiązania do języka. Bo wielojęzyczność to nie zawsze bogactwo, czasami jest uciążliwa. Łatwo być przewrażliwionym na punkcie języka, kiedy dopiero się go uczysz lub masz złe wspomnienia związane z jego nauką. Czy aby na pewno poprawnie się wyraziłam? Czy uda mi się w nim wyrazić tak jak chcę? W filmie siła obrazu ułatwia komunikację.
A nie czujesz, że istnieje ryzyko zaszufladkowania cię jako reżyserki, podejmującej zawsze kwestie migracji i tożsamości?
– Sama myślałam, że już wyczerpałam te tematy. Że wycisnęłam każdą kroplę zarówno ze mnie jak i wszystkich dyskusji na ten temat. Ale niektóre z tych pytań są tak obszerne: co oznacza bycie człowiekiem, czyjąś przyjaciółką, czym jest posiadanie rodziny? Bycie córką. Dzieckiem. Rodzeństwem. I kim jestem w stosunku do jakiegoś miejsca, domu i rodziny – do tego zawsze będę mimowolnie powraca.
– Teraz pracuję nad filmem fabularnym. O rodzinie rozdzielonej w wyniku migracji. I to naprawdę nie był mój plan. Ale odległość i różnice międzypokoleniowe to tylko część akcji, nie główny wątek.
A na ile wielojęzyczny jest twój nowy film?
– Główny bohater mówi po serbochorwacku lub po szwedzku w zależności od tego, z kim rozmawia: z rodziną po serbochorwacku, choć szwedzki też wkrada się do rozmowy z mamą, która zna oba języki, bo mieszkała w Szwecji. Za to kiedy babcia dzwoni na FaceTime obowiązuje tylko serbochorwacki. Wyczuwam intuicyjnie, kiedy rozmowa z mamą przechodzi na szwedzki. Kiedy chce się być bardziej formalnym?
Co masz na myśli?
– W wielojęzycznych relacjach pomiędzy dziećmi a rodzicami zachodzi coś bardzo ciekawego. Rodzice mają największe poważanie u dzieci, kiedy mówią w swoim języku ojczystym. Tak jest w mojej rodzinie i myślę, że moi znajomi mogliby powiedzieć to samo o swoich. Kiedy kłócę się z rodzicami, kłócimy się po serbochorwacku i oni mają nade mną przewagę, bo ja nie umiem się do końca wyrazi, muszę się wysila. Kiedy ja chcę osiągnąć wyższy status w rozmowie, muszę się przestawić na język, w którym ja mam przewagę, na szwedzki. To walka o władzę; kiedy mój główny bohater chce się zdystansować od mamy zmienia język na szwedzki i mówi: vi hörs sen, mamma (do usłyszenia potem, mamo). Co z kolei wyprowadza mamę z równowagi. Niuanse językowe objaśniają relacje. Ojciec w tej rodzinie odmawia mówienia po szwedzku, żeby nie obniżyć swojej pozycji. To nie o sam język chodzi, ale o fakt, że poziom jego znajomości decyduje o tym, jak się jest traktowanym. O tworzenie przestrzeni do negocjacji za pomocą języka.
Oczywiście bardzo ciekawi mnie, co rozgrywa się w twojej głowie kiedy piszesz. W jakich językach formułujesz myśli? Dla osoby z zewnątrz twój code switching jest bardzo fascynujący. Chciałoby się wejść w twój mózg, żeby zobaczyć co tam się dzieje kiedy skaczesz pomiędzy językami.
– Kilka dni temu uderzyło mnie, że to naprawdę zależy od tego co akurat czuję. Teraz piszę dziennik z pracy nad filmem. Głównie po szwedzku, ale dość często też po angielsku, bo dużo czytam w tym języku. Ze scenariuszami jest inaczej, bo to nie literatura. Tu chodzi o bycie w obrazie i stworzenie w głowie sytuacji bardziej niż wyrażenie czegoś językowo.
Masz zdolność wyczuwania i spisywania tych wszystkich niuansów, które powstają w wielojęzycznych sytuacjach. We współczesnych szwedzkich filmach ciągle jest ich moim zdaniem zbyt mało. Dlaczego niestereotypowe wielojęzyczne środowiska są ukazywane tak rzadko?
– Jedną z przyczyn jest kwestia reprezentacji różnych grup społecznych, tego, jakie osoby są dopuszczane do głosu i które historie dostają szansę bycia opowiedzianymi. Oprócz tego trzeba włożyć dużo pracy we wdrożenie wielojęzyczności w swój film. Dostrzeganie tych niuansów, chęć pokazania w swoim filmie ludzi, którzy mieszają języki, i zetknięcia różnych światów. Jak u reżyserki Gabrielli Pichler. Kiedy oglądałam jej Jedz, śpij, umieraj z moją siostrą, pamiętam jak zareagowałyśmy: shit, oni mówią po serbochorwacku! Jak to?! Nie widziałyśmy tego wcześniej w szwedzkim filmie. I to nie film o jugomafii a o rodzinie! To był dla nas kosmos.
Dla mnie języki obce były oknem na świat i sposobem na kreowanie nowych tożsamości. Nauka szwedzkiego była bardzo żmudnym i oświecającym procesem, który uświadomił mi jak niewiele chodzi o sam język a jak bardzo o swego rodzaju folksjäl-volksgeist, do którego zbliżenie się zajmuje lata. Dziś bez wątpienia jestem inną osobą, kiedy mówię po szwedzku. A kiedy przebywam w moim dawnym środowisku zauważam, że bez znajomości szwedzkiego moja rodzina i przyjaciele nie mają dostępu do tej części mojej osobowości. Czy to brzmi znajomo?
– I tak i nie. Mam nie do końca tak jak ty, bo dorastanie ze wszystkimi językami naraz to zupełnie inna sprawa. Ale ton każdego języka, czy jak to nazwa, każdy z nich ma swoje tempo, co sprawia, że czuję wewnątrz siebie jak one się wymieniają. Niektóre rzeczy łatwiej wyrazić w jednym z języków. Ale dla mnie to kwestia relacji, bo to w ten sposób ja się uczyłam języków. Szwedzki kojarzy mi się z przyjaciółmi, z moim zawodem, i to relacje kształtują bardziej sposób, w jaki odczuwam ten język i kim się staję kiedy go używam. Serbochorwacki będzie mi się zawsze kojarzył z rodzicami i rodziną, z dzieciństwem i krewnymi. Więc dla mnie to bardziej kwestia relacji.
To bardzo ciekawe.
– Być może jest się inną osobą w zależności od tego, z kim się przebywa. Dla mnie to z tym połączone są języki.
Kiedy mogę porozmawiać po polsku czuję się sobą w sposób, w jaki nigdy nie czuję się rozmawiając po szwedzku. Bardziej jak pokolenie twoich rodziców. Ty nie odczuwasz chyba takiej ulgi, kiedy po rozmowie w jednym z języków, możesz powrócić do tego, w którym ci dużo wygodniej?
– Nie, nigdy. Ale ze mną jest inaczej, ja nie nauczyłam się tych języków jako dorosła osoba. Chociaż gdybym była w Chorwacji i mówiła po serbochorwacku odczuwałabym wielkie zmęczenie. Mimo że wszystko rozumiem. Jeśli spotkałabym kogoś kto mówiłby po szwedzku lub angielsku, poczułabym ulgę. Wyczerpujące jest też dla mnie czytanie książek po serbochorwacku bo nie czytałam dużo w tym języku. Znam go głównie ze słyszenia i z rozmów. Boli mnie głowa od czytania po chorwacku. Unikam tego.
Skupiłyśmy się głównie na języku, ale to poczucie braku przynależności obecne w Shapeshifters może też dotyczyć innych tożsamości, w które jesteśmy wpisywani. Jak tożsamość płciowa. Ty mówisz, że nie trzeba wybierać. Że można przybierać różne formy.
– Wiele osób, które obejrzało mój film, znalazło w nim skojarzenia z tym, co odczuwają osoby niebinarne i z poczuciem nieprzynależności do żadnej z kategorii płci. Cieszy mnie, że ten film daje ludziom tę wolność.
A jak tobie ten film pomógł w pogodzeniu się z losem bycia pomiędzy?
– Film jako medium może pomóc w przepracowaniu pewnych kwestii, ale to nie terapia. Nie dla mnie. To nie dlatego robię filmy. Nie czuję, że mój film pomógł mi coś zrozumieć. Przypisywane są nam różne pozycje w stosunku do naszego otoczenia i innych ludzi, i one zawsze z nami pozostają, nawet jeśli z czasem ewoluują. Shapeshifters podejmuje wiele kwestii coming of age. Kim jestem? Czy mam dorosnąć i stać się kimś określonym? Ja zauważyłam, że z wiekiem przekroczyłam pewien próg. Jestem zadowolona z życia.
Tak, nad niektórymi kwestiami nagle przestaje się dumać. Po prostu się w nich odnajduje.
– Ale potem mogą do ciebie powrócić. Poetka Athena Farrokzhad napisała sztukę radiową pt. List do wojowniczki, o kobiecie w ciąży i jej refleksjach dotyczących tego stanu z perspektywy migracji. O tym dlaczego musi śpiewać kołysanki w języku, którego nie do końca sama opanowała i dlaczego musi nauczyć go swoje dziecko. Mimo że sama dobrze nie opanowała tego języka, nie chce pozbawić dziecka dostępu do więzów z nim związanym. Kim będzie to dziecko?
To kolejny stopień wtajemniczenia …
– Dokładnie. Zrodzą się kolejne pytania w nowej postaci. Wszystko, przez co się w życiu przechodzi przynosi nowe perspektywy. To się dla mnie nigdy nie skończy.
Kasia Syty • 2021-02-17 Kasia Syty jest filolożką, dziennikarką kulturalną i kinomanką.