Lyktan
S
?
Debiut książkowy Agriego Ismaïla Hyper (pl. Hiper) to międzypokoleniowa powieść o wpływie światowej ekonomii na losy jednej rodziny. Kasia Syty rozmawia z autorem o znaczeniu pieniędzy, tłumaczeniu samego siebie na inny język i o hiper-wielokulturowym życiu.
Świat literacki Agriego Ismaïla nie ma granic. Jego robiący w Szwecji furorę książkowy debiut Hyper (pl. Hiper) portretuje losy kurdyjskiej rodziny Kermanj, która zostaje zmuszona do opuszczenia irackiego Kurdystanu ze względu na polityczne zaangażowanie ojca rodziny Rafika. Z Iraku trafiają najpierw do Iranu. Potem para z trójką dzieci dostaje azyl w Wielkiej Brytanii, skąd w poszukiwaniu miłości, pracy i pieniędzy wszyscy rozjeżdżają się po całym świecie.
Książka Hiper powstawała w języku angielskim, głównie w Dubaju, gdzie wypełniała cały czas wolny Agriego Ismaïla, z zawodu prawnika biznesowego. Marzenie o zostaniu pisarzem było zawsze oczywistą częścią jego życiowego planu, który zaczął się krystalizować podczas lat spędzonych w ogarniętym kryzysem finansowym w 2008 roku Londynie, gdzie Agri pracował dla jednego z bankowych gigantów. Potem dzielił swój czas pomiędzy Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Stanami Zjednoczonymi i irackim Kurdystanem, a obecnie mieszka i pracuje w Sztokholmie – miejscu, którego nie postrzega jako swój permanentny adres, raczej jako wygodne miasto do wychowywania w nim dziecka.
Zanim zaakceptowało ją szwedzkie wydawnictwo Bonniers, twoja książka została odrzucona około pięćdziesiąt razy przez amerykańskich i brytyjskich wydawców. Dopiero po tym jak Szwecja postanowiła ją wydać, zainteresowały się też Wielka Brytania i USA.
— Tak, droga do wydania tej powieści była bardzo kręta. Zacząłem wysyłać wydawnictwom angielską wersję w 2018 roku, jednocześnie ciągle ją edytując i udoskonalając. Potem przyszła pandemia i brytyjscy i amerykańscy wydawcy wstrzymali wszelkie nowe publikacje. Byłem w totalnym zawieszeniu. Mówiono mi też, że kryzys finansowy z 2008 roku nikogo już nie interesuje, że dla współczesnych czytelników jest zupełnie nieistotny. To był ciężki okres. Prawdziwy emocjonalny rollercoaster.
Aż tu nagle szwedzkie wydawnictwo się zainteresowało, co też oznaczało, że trzeba było napisać całą książkę od nowa po szwedzku. Jak sobie z tym poradziłeś?
— Kosztowało mnie to mnóstwo pracy. Myślałem, że już tę książkę skończyłem hehe. A tu nagle musiałem od nowa wytrenować swój literacki szwedzki, który jeszcze wtedy był zupełnie uśpiony. Minęło przecież jakieś 10-15 lat odkąd tu ostatnio mieszkałem.
Bałem się, że wszyscy zauważą moje braki językowe. Ale się nie poddałem. Marzyła mi się szwedzka scena kulturalna, mimo że nie miałem tu żadnych kontaktów. To było wielkie wyzwanie. Ale udało się.
Jak – twoim zdaniem – odbiór powieści różni się w poszczególnych krajach?
— W Wielkiej Brytanii wszystko potoczyło się według mojego scenariusza. Garść recenzji. Pozytywnych. The Guardian, TLS, The Spectator. Kilka wywiadów. Powoli do przodu. Tutaj w Szwecji od pierwszego dnia było szaleństwo. Reakcje, których się w ogóle nie spodziewałem. Nie umiałem sobie nawet wyobrazić, żeby jakakolwiek nowa powieść mogła tu odbić się takim echem.
Krytycy brytyjscy byli dobrze zaznajomieni z gatunkiem powieści systemowej, do którego nawiązuję. W Szwecji nie ma tej tradycji. Tutaj została odebrana jako połączenie powieści migracyjnej – bardzo popularnego tutaj gatunku – i powieści o pieniądzach.
Odbiór różni się w zależności od kraju, w którym książka się ukazuje, ale wszędzie jest odbierana pozytywnie, co jest fantastyczne.
To dlatego, że Hiper tak świetnie ukazuje mechanizmy stojące za największym kłamstwem społeczeństw indywidualistycznych – że ciężka praca popłaca, że każdy jest kowalem własnego losu.
— Czynności, jakie wykonujemy w pracy, nie są naszą pracą. Nasza praca polega na wydawaniu pieniędzy. Twoim jedynym aktywnym wyborem jest to, co skonsumujesz za zarobione pieniądze. I z tej konsumpcji nie da się tak po prostu zrezygnować.
Wyróżniasz się w gronie szwedzkich pisarzy jako ten, który tłumaczy sam siebie – jakie znaczenie ma dla ciebie wybór języka, w którym piszesz i w którym się komunikujesz?
— Moim pierwszym językiem jest angielski. Teraz już potrafię napisać artykuł do gazety po szwedzku, ale pisanie eseju czy powieści nie przychodzi mi naturalnie. Urodziłem się tu w Szwecji i kiedy miałem dwanaście lat, przeprowadziliśmy się do Francji. Trafiłem do Paryża bez znajomości francuskiego i nauka języka zajęła mi dwa lata. Lubiłem czytać, ale nie miałem dostępu ani do szwedzkich książek ani do internetu. Umiałem za to czytać po angielsku, a latem jeździłem do babci do Wielkiej Brytanii. W Paryżu znalazłem też książki po angielsku, dzięki czemu angielski stał się moim pierwszym językiem. Potem nauczyłem się francuskiego, ale nie na tyle, aby pisać powieści.
Jaki był najtrudniejszy etap procesu tłumaczenia Hiper z angielskiego na szwedzki?
— W przeciwieństwie do szwedzkiego, angielski pozwala na budowanie długich zdań. Musiałem ze szwedzkiej wersji dużo wyciąć i żeby uzyskać to samo wrażenie pracować więcej nad rytmem tekstu. Zdecydowanie najtrudniejszym etapem było przetłumaczenie żargonu używanego w brytyjskim świecie finansów. Ale szybko odkryłem, że tutaj ludzie po prostu używają wielu anglicyzmów. Niektórzy nawet rozmawiają ze sobą tylko po angielsku.
Inną trudnością było to, że kurdyjscy rodzice rozmawiają między sobą po kurdyjsku i po angielsku, a czyta się ich w angielskiej wersji po angielsku a w szwedzkiej po szwedzku. Starałem się oddać to poczucie, że mówią łamanym kurdyjskim i angielskim. Oddać tę mieszaninę języków bez używania kurdyjskich słów w tekście.
Przywodzi mi to na myśl twoją nowelę w języku angielskim شیرین و فهرهاد z 2015 roku o kurdyjskiej parze, która przeprowadziła się do Szwecji. Zwłaszcza fragment, w którym tak umiejętnie i przejmująco opisujesz, jak transkrypcja imienia głównej bohaterki wpływa na jej tożsamość:
Łacińska transliteracja jej kurdyjskiego imienia شیرین zawsze była płynna i zazwyczaj zapisywano je jako Shirin, ale napotkała też wersje Shereen, Shiryn i Shireen. To właśnie ta ostatnia widniała teraz na jej pozwoleniu na pobyt. Z شیرین, stała się już tylko Shireen. Imię jej ojca, do którego była przywiązana od urodzenia, zniknęło i zostało zastąpione imieniem jej dziadka.
— To fragment mojej innej niedoszłej książki. Zawarłem w niej wszystko co mnie interesuje. Różne poziomy komunikacji, relacje między językiem kurdyjskim i zachodnimi językami. Wszystko co znika w tłumaczeniu i czego nie da się przetłumaczyć. Cała złożoność emigracji do innego kraju i godzenia w sobie różnych języków i tradycji. Wyrażenia i słowa, które można wyrazić jedynie w danym języku.
Jacy wielojęzyczni autorzy stanowią dla ciebie źródło inspiracji?
— Przede wszystkim Nabokov, którego angielski zawsze mi niesamowicie imponował. To nie był jego pierwszy język i nauczył się go dopiero po przeprowadzce do USA. Nie rozumiem, jak dorosły mężczyzna może osiągnąć tak wysoki poziom w jakimkolwiek języku. No i Beckett, który pisał po francusku i angielsku. Czekając na Godota opublikowano najpierw po francusku. Czytając, nie ma się wrażenia, że był to pierwotnie francuski tekst. To sztuka Becketta i nie ma znaczenia w jakim języku powstała. Napisał obie wersje i sam siebie przetłumaczył.
W Niemczech twoja książka dostała inny tytuł: Der Wert der Welt. Wartość świata. Wiesz może dlaczego? I skąd wziął się tytuł Hiper?
— Moim pierwotnym tytułem była po prostu litera K – nawiązanie do modernistycznej powieści Toma McCarthy’ego C. Mój tytuł był zabawą postmodernizmem – K jak kapitał. Potem słuchałem piosenki Björk Hyper Ballad i zdałem sobie sprawę, że piszę hiperpowieść. Mogę więc w sumie podziękować Björk za ten tytuł. Lubię tytuły jednowyrazowe i myślę, że przy nich pozostanę. Ale w niemieckiej wersji stanęło przy cytacie z Marksa bo podobno Hyper kojarzy im się tylko z piosenką Scootera Hyper Hyper.
Twoja książka to powiew świeżego powietrza dla wszystkich, którzy nie odnajdują się w monokulturowych społeczeństwach. Namalowałeś nowy krajobraz osobom, które nie czują się nigdzie jak w domu.
— Dużo o tym myślę teraz, gdy mieszkam w Szwecji. Siedzimy sobie teraz w pobliżu szwedzkiej siedziby Spotify, gdzie zatrudniają ludzi z całego świata. Podobno bardzo trudno pozyskać im pracowników na stałe, mimo wysokich pensji i opłaconych mieszkań. Wszystko wydaje się z początku świetne, ale pomimo to wielu z nich, zwłaszcza singli, nie chce zostać w Szwecji na dłużej.
Więc po napisaniu książki o tym, jak ekonomia rządzi naszym życiem, chcesz mi teraz powiedzieć, że pieniądze to nie wszystko?
– Są wszystkim. I o tym też musimy rozmawiać. Moim życiem zdecydowanie zawsze rządziły. I losem mojej rodziny. Nie chcę udawać, że było inaczej. Mówię o tym codziennie, na przykład kiedy ludzie pytają mnie, czy mogę zająć się pisaniem na pełen etat. Nie mogę.
Też próbuję to jakoś wytłumaczyć wszystkim, którzy pytają czemu nie mogę zajmować się tylko pisaniem czy tłumaczeniem: wyobraź sobie, że przeprowadzasz się na przykład do Niemiec. Piszesz artykuły czy książki i próbujesz się z tego utrzymać – bez sieci kontaktów, własnego kapitału, i z niemieckim jako drugim językiem.
— Dla nas to oczywiste, a tu jednak nie wszyscy to rozumieją. Szwecja pod tym względem jest też bardzo… bardzo, bardzo, bardzo wyjątkowa, bo tu się w ogóle nie mówi o pieniądzach. Co jest dziwne, bo wiemy, ile wszystko kosztuje. Wiemy, ile warte są domy i mieszkania. Wiemy, ile ludzie zarabiają. Wiemy, jaka jest średnia płaca w Szwecji. Wiemy, że osoba zarabiająca 35 000 koron miesięcznie nie może sobie kupić mieszkania za 8 milionów koron. A skoro je ma, musi mieć dostęp do rodzinnej fortuny czy innego kapitału. Ale nie wolno o tym mówić głośno. I o tym, jak bardzo to wpływa na nas i nasze otoczenie. Na całe społeczeństwo. Skąd się biorą pieniądze? To zawsze pierwsze pytanie, które sobie zadaję.
W twojej książce można znaleźć na nie bardzo wyczerpującą odpowiedź. Wiadomo dokładnie, skąd się biorą. Oraz jak ekonomia wpływa na relacje, i na wartość człowieka.
— Chciałem, żeby czytelnik wiedział dokładnie, że moi bohaterowie muszą płacić czynsz i skąd na to mają pieniądze. Pamiętam, jak namacalne stało się to w 2008 roku, kiedy nagle wszyscy sobie uświadomili, że nie wystarczy dużo pracować, bo tak wielu ludzi to robi, a wciąż na nic ich nie stać.
Wydajesz się też być bardzo świadomy wartości literatury i swojej twórczości. Co tak naprawdę jest twoją motywacją? Dlaczego nigdy nie zadowoliłeś się bezpieczną posadą prawnika biznesowego, i poświęciłeś tyle czasu i energii, żeby zostać pisarzem?
— Od dwudziestego roku życia wiem, że potrafię pisać. To jedyne co potrafię robić naprawdę dobrze. Literatura ma dla mnie ogromną wartość. To jedyne co robię na poważnie. Cała reszta to żart.
Jakie słowa lub wyrażenia we wszystkich twoich językach lubisz najbardziej?
— Kurdyjski (sorani): دەم و چاو (transliteracja: dem-u-chaw), dosłownie oznacza usta i oczy i jest słowem określającym twarz. Podoba mi się wizja, że najważniejszymi elementami twarzy są usta i oczy. Francuski: Effervescence, oznacza coś musującego, bąbelki – dźwiękonaśladowcze słowo wymyślone chyba w zasadzie po to, żeby nazwać nim jakieś perfumy. Angielski: Myriad, od greckiego słowa oznaczającego dziesięć tysięcy, ale w języku angielskim oznacza po prostu ogromną ilość. Bonus: peruse, co oznacza zarówno bardzo uważne przeczytanie czegoś, jak i szybkie przekartkowanie. Szwedzki: Myślę, że yta (tłum. powierzchnia) jest najpiękniejszym słowem, jakie tu mamy.
Kasia Syty • 2024-04-23 Kasia Syty är filolog, kulturjournalist och cineast.