Język ale nie słowa

Marta Daulite. Zdjęcie: Andrej Vasilenko (Wykadrowane)

Dokument Good Life bierze pod lupę GIGekonomiczny terror. O pracy nad nim opowiada Kasi Syty jedna z reżyserek filmu, litewsko-szwedzka dokumentalistka Marta Dauliūtė, a rozmowa szybko schodzi na temat niemocy wyrażania się – i Tomasa Tranströmera.

Reżyserka, producentka, koordynatorka obsady i intymności na szwedzkich planach zdjęciowych Marta Dauliūtė urodziła się w litewskich Szawlach. Zanim powstał jej nowy film dokumentalny Good Life o szwedzkich prekursorach co-livingu warto się przyjrzeć temu, jak Marta – z małego miasteczka na północy Litwy – trafiła do branży filmowej w Szwecji. Wszystko zaczęło się dwadzieścia lat temu podczas rocznej wymiany, kiedy w szkole średniej w Sölvesborgu miała okazję poeksperymentować z kamerą, co potem skłoniło ją do pójścia na studia filmowe w Göteborgu.
Kiedy razem z Elisabeth Marjanović Cronvall zadebiutowała pełnometrażowym filmem dokumentalnym Second Class (Druga Klasa) o pracujących w szwedzkich lasach litewskich gastarbeiterach, wielu krytyków zareagowało na metodę pracy młodych reżyserek. Marta i Elisabeth były widoczne przed kamerą i nie ukrywały swojej przyjaźni z małomównymi bohaterami filmu.

— W Second Class skupiałyśmy się na kwestiach klasowych i poczułyśmy, że same musimy być widoczne w filmie po to, żeby uwidocznić różnice klasowe. Najpierw miał to w ogóle być film fabularny, ale dotarło do mnie. że nie lubię siedzieć i wymyśla gotowych scenariuszy. O wiele bardziej fascynują mnie elementy zaskoczenia. W filmie dokumentalnym da się zawrzeć proces myślowy i myślowe niedociągnięcia. Mam obsesję na punkcie próbowania zapisania i prześledzenia moich myśli.

I lubisz narażać się na różne dziwne sytuacje?
— Nigdy nie narażałem się na nic tak bardzo, jak podczas pracy nad Second Class. I już
nigdy więcej tego nie powtórzę. Teraz wolę raczej narażać moje myślenie i moje
uprzedzenia. Dlatego robię filmy dokumentalne. Są najbliższe mojemu procesowi
myślowemu.

Mozolna analityczna metoda pracy jest widoczna w nowym filmie Good Life, nad którym praca zajęła prawie osiem lat. Tym razem drugą reżyserką obok Marty jest litewska artystka i kuratorka Viktorija Šiaulyte – a tematem przewodnim zjawisko co-livingu. Dziś już coraz więcej osób w Szwecji kojarzy „nowoczesne, kolektywne i łatwo dostępne mieszkania” – a ponieważ grupą docelową są startupowcy, kojarzy się je też z anglojęzycznych reklam prezentujących serię ekskluzywnych neoliberalnych kolektywów, które oferują możliwość wynajęcia „podów sypialnych” czy „shared apartments” za nieprzyzwoite sumy.

Po raz kolejny jako reżyserki jesteście widoczne w filmie i wspólnie z jego bohaterami analizujecie, jak działa ideologia przedsiębiorczego co-livingu w praktyce.
— Co-living funkcjonuje w naszym filmie głównie jako metafora. Jako artystki szybko zrozumiałyśmy, że podlegamy dokładnie temu samemu imperatywowi ciągłego bycia produktywnym co bohaterowie naszego filmu. Wszyscy jesteśmy zmuszani do bycia przedsiębiorcami. Inaczej nie przetrwamy.

Pomysł na film zrodził się w momencie gdy Marta, sama mieszkająca od wielu lat w kolektywach, zobaczyła w gazecie artykuł z nagłówkiem: Oni mieszkają w swoim biurze. Zafascynował ją fakt, że kolektywizm i wspólnota zaczęły być sprzedawane jak każdy inny produkt.

— Branża startupowa często „odkrywa” rzeczy, które istniały od dziesięcioleci. Kolektywy mieszkalne istnieją w Szwecji od ponad stu lat i zapoczątkował je ruch feministyczny. Zastanawiałyśmy się wobec tego czy co-living nie jest rodzajem zawłaszczenia dawnej idei kolektywów mieszkalnych? Ale dość szybko zdałyśmy sobie sprawę, że w tym środowisku historyczna świadomość nie jest aż na tyle rozwinięta i że cała idea wywodzi się raczej od co-workingu, który w bonusie oferuje możliwość zamieszkania w biurze.


Stillbild ur Good Life

W filmie bardzo wyraźnie widać, ile czasu, pieniędzy i kreatywności inwestuje się w pomysł, który wydaje się dość nieprzemyślany.
— Co-living to przede wszystkim po prostu dochodowy projekt inwestycyjny. Siłą napędową jest oczywiście fakt, że różne firmy mogą na tym sporo zarobić, żądając wysokich czynszów za małe powierzchnie. Naszą tezą w filmie jest, że mieszkańcy – oprócz pieniędzy – muszą włożyć w ten projekt dużo pracy emocjonalnej. Muszą sprawić, by te nienadające się do zamieszkania miejsca nadawały się do życia. A my, ludzie, zawsze się w każdej sytuacji prędzej czy później odnajdziemy. Wszyscy tkwimy po uszy w tym GIGekonomicznym terrorze a te przedsiębiorstwa to niecnie wykorzystują.

Niektórzy z mieszkańców dostali od was kamery, żeby podzielić się swoją co-livingową codziennością. Niesamowite, że się na to zgodzili.
— Dla nas ważnym było, by nikogo osobiście nie atakować. Interesowało nas bardziej spojrzenie z góry na całe zjawisko, na ideologię i strukturę władzy. Ale trzeba też jasno powiedzieć, że szwedzkie startupy otrzymują duże wsparcie rządowe, nieproporcjonalnie wysokie w porównaniu do niewielkiej kontroli publicznej. To więc tak naprawdę nasz wspólny interes, żeby sprawdzać na co zostają przeznaczone te rządowe pieniądze.

Jakie konkretne wnioski wyciągnęłaś z pracy nad tym filmem?
— Że ważną metodą pracy jest słuchanie i próba zrozumienia innych. Startupowe gadki i pitche dość szybko da się rozłożyć na części pierwsze, ponieważ ci przedsiębiorcy nie są przyzwyczajeni do prawdziwych rozmów o tym, co tak naprawdę zawierają ich wizje. W tych niewiarygodnie spolaryzowanych czasach, kiedy wszyscy tkwimy we własnych bańkach ważnym było też dla nas odnalezienie w tej ideologii czegoś, z czym same mogłyśmy się identyfikować. A wiele z rzeczy, które prowokowały mnie na początku pracy nad filmen, już mnie nie prowokują.

Na przykład?
— Wiele się wydarzyło, odkąd zaczęłyśmy filmować. Podczas pandemii wszyscy pracowali z domu, zamieniając własne mieszkania w przestrzenie co-workingowe. Kiedy zaczynałyśmy pracę nad filmem, zjawisko co-workingu było awangardowe, a teraz, osiem lat później, nie trzeba już nikomu tłumaczyć, czym jest co-working i co-living.

— Inna ciekawostka, to że ​​ci przedsiębiorcy uczą już teraz nawet w szwedzkich liceach. Na początku to było szokujące, a teraz prawie nikt nie wzrusza ramionami. Ponadto wyniki szwedzkich wyborów szkolnych pokazują, że młodzi ludzie preferują rządy liberalno-konserwatywnej partii moderatów. To wynik bezkrytycznego myślenia o przyszłości, które nie bierze pod uwagę tego, czym naprawdę jest społeczeństwo i co nas łączy. Brakuje mi w szkołach głębszej krytyki, wydaje się by ona całkiem zawłaszczona przez myślenie korporacyjne.

Good Life. Czym dla ciebie jest dobre życie?
— Tytuł był żartem, który odnosił się do Second Class. Tym razem miałyśmy się poruszać wśród bardziej uprzywilejowanych grup społecznych. Zastanawiałyśmy się, co to znaczy mieć dobre życie. Jak mówi Melinda w zwiastunie filmu: Nie mam planów za trzy miesiące, za miesiąc. I sama też rozpoznaję w sobie tę tęsknotę za czymś stałym i prostym. A dla ciebie?

Nie mam pojęcia. Mam tylko całe mnóstwo nakładających się na siebie wątpliwości. Szwedzkie wyniki wyborów wzbudziły we mnie poczucie obcości. Czuję się ciągle bezdomna, czuję niemoc wyrażania się.
— Ja też, często.


Druga reżyserka filmu Viktorija Siaulyte. Zdjęcie: Ulijona Odisarija (Wykadrowane)

Myślę bez przerwy o języku. Ty też tak masz?
— Kiedy poprosiłaś mnie o wywiad, bardzo się wzruszyłem. W ogóle nie miałem okazji się nad tymi kwestiami porządnie zastanowić.

– Na co dzień posługuję się trzema językami: szwedzkim, litewskim i angielskim. Politewsku zapominam dużo słów, czasami sobie nawet je wymyślam. Viktorija cały czas sięze mnie śmieje kiedy mówimy po litewsku. Kiedy mam udzielić wywiadu o Good Life politewsku, bardzo się stresuję, bo w ogóle nie potrafię się wypowiedzieć. Poza tym mójlitewski ma jeszcze jedną funkcję: rozmawiam po litewsku z moją pięcioletnią córką i to dlamnie szansa na przeniesienie na nią ważnej części mojej tożsamości.

– Mój angielski nie jest zaawansowany, z wyjątkiem wszystkich akademickich słów, których się nauczyłam z książek na studiach. Nasz film jest też pokazywany w wielu kontekstach akademickich. Niedługo bierzemy udział w dyskusji panelowej w Utrechcie wspólnie z wieloma nativespeakerami. Wówczas naprawdę muszę zaplanować, co mam
powiedzieć. Noszę w sobie pewien smutek, że nie potrafię wyrazić spontanicznych myśli,
które nagle pojawiają się w głowie podczas rozmowy. A mój szwedzki nazwałabym praktycznym szwedzkim, znam w nim wiele słów i zabawnych wyrażeń. Zgromadziłam je przez lata. Szwedzki jest stosunkowo prosty, do momentu kiedy nagle więcej nie da się go nauczyć.

A czy ty też dużo myślisz o tym, jak brzmisz po szwedzku?
— Mój szwedzki jest dość twardy. Litewski jest dużo bardziej miękki. Ma dużo samogłosek. Dużo o tym myślałam, dlaczego tak wielu innych Litwinów, których tu znam, brzmi jak ja i jak wiele to o nas mówi. Z wiekiem nabrałam takiej postawy, że po prostu fizycznie staram się wydobyć z siebie wszystkie słowa, usiąść i powiedzieć, co myślę. Ale pozostała we mnie jakaś niepewność, odkąd nauczyłam się szwedzkiego. Czułam się tak niepewna rozmawiając z innymi, że czasem pomijałam połowę zdań. Ale już to zaakceptowałam, teraz mój język to tylko część mojej osobowości, ludzie muszą sobie rozszyfrowywa ten mój szorstko brzmiący językowy dadaizm haha.

Akcent, znak rozpoznawczy obcego ptaka.
– Dla mnie to też kwestia mentalności. Oprócz tego, że po litewsku mówię bardzo szybko, czuję, że moje poczucie humoru jest inne. Na Litwie 80 procent poczucia humoru to autoironia. Tutaj ludzie są bardzo zdezorientowani, jeśli z siebie zażartujesz. Czuję się w tym nieco samotna.

Kiedy język nie wystarcza, pozostają inne formy wyrazu.
— Język pomaga mi ubrać w słowa różne zjawiska. Lubię film jako myślenie, bo lubię myśleć, ale nie mogę napisać eseju o filmie i o moim procesie myślowym. To dla mnie niemożliwe. Możliwość rozwinięcia bardziej zaawansowanej myśli w formie tekstu, ta językowa akrobacja, użycie kilku słów do opisania tego samego fenomenu, to inny rodzaj aktywności.

Dla mnie te luki wypełnia poezja. Sprawia, że ​​oddycham językowo. Ubiera w słowa to, czego nie da się ubrać w słowa.
— Mam takie miłe wspomnienie. Kiedy przyjechałem do Szwecji, miałam wspaniałego nauczyciela szwedzkiego, angielskiego i francuskiego oraz ekologii – Matsa Holména. Tak bardzo chciał przetłumaczyć dla mnie poezję Tomasa Tranströmera. Zależało mu, żebym zrozumiała jego poezję. Każdego ranka, kiedy schodziłam w szkole na śniadanie, kładł na moim stoliku wiersz po szwedzku i ten sam po angielsku, we własnym tłumaczeniu. Nadal je mam. Tranströmer to poeta, który towarzyszył mi tu przez cały czas.

To chyba najpiękniejsze wprowadzenie do języka, jakie można sobie wyobrazić.
— Nigdy nie odbierałam Tranströmera jako twórcy, który zachwyca się swoimi akrobacjami językowymi, on jest po prostu mistrzem metafor. I jest w tym niesamowita moc. Te wszystkie c-dury i płatki śniegu. Jego język jest tak precyzyjny. Kilka tygodni później, kiedy kończę transkrypcję mojej rozmowy z Martą, otwieram Tranströmera i mój wzrok ląduje na wierszu Z marca – 79. Marcowy śnieg pokrywa asfalt za oknem.

Dość mając wszystkich, co przychodzą ze słowami – słowa ale nie język –
Jadę na ośnieżoną wyspę.
To co dzikie nie ma słów.
Nie zapisane kartki ścielą się na wszystkie strony!
Napotykam ślady sarnich racic na śniegu.
Język ale nie słowa.

(przełożył Mirosław Rodziewicz)

Kasia Syty • 2023-04-25
Kasia Syty jest filolożką, dziennikarką kulturalną i kinomanką.


Lyktan to wielojęzyczny magazyn poświęcony kulturze z naciskiem na relacje międzyjęzykowe. W oparciu o dewizę ”sztuka dla wszystkich” piszemy o sztuce, kulturze i wielojęzyczności. To magazyn apolityczny i niezależny religijnie, wydawany pod patronatem Konstfrämjandet Västmanland. Kontakt

Språk men inga ord

Marta Dauliūtė. Foto: Andrej Vasilenko (beskuren)

Filmen Good Life utforskar gigekonomins terrorvälde. Lyktans Kasia Syty möter filmens ena regissör, den litauisk-svenska dokumentärfilmaren Marta Dauliūtė, för ett samtal som glider in på språklöshet – och på Tomas Tranströmer.

Regissören, producenten, rollsättaren och intimitetskoordinatorn Marta Dauliūtė är född i Šiauliai. Hennes resa från norra Litauen till den nya dokumentärfilmen Good Life om svenska coliving-entreprenörer, började med ett utbytesår där hon fick experimentera med en kamera på en gymnasieskola i Sölvesborg för tjugo år sedan, och fortsatte via en mångårig filmutbildning i Göteborg.

När hon gjorde långfilmsdokumentären Second Class tillsammans med Elisabeth Marjanović Cronvall, om gästarbetare som kommit från Litauen för att röja sly och plantera skog, reagerade många på de unga regissörernas arbetsmetod. Marta och Elisabeth syntes i filmen och dolde inte sina vänskapsrelationer med de fåordiga männen.

— I Second class skildrade vi klass och kände att vi behövde vara synliga, eftersom klasskillnaden behövde synas i mötet. Det var tänkt som en spelfilm från början, men jag gillar inte att sitta och hitta på; jag tycker mycket bättre om överraskningsmoment. I en dokumentär går det att få med tankeprocessen och sina egna tillkortakommanden i tänkandet. Hos mig uppstår något slags besatthet i försöket att teckna ned och följa en tanketråd.

Du vill gärna utsätta dig för saker?
— Jag har aldrig utsatt mig för något så mycket som jag utsatte mig under arbetet med Second Class. Aldrig mer. Men mitt tänkande, mina fördomar, dem vill jag sätta press på. Det är därför jag gör dokumentärer. De kommer närmast min tankeprocess.

Samma undersökande arbetsmetod tränger igenom den nya filmen Good Life som tagit nära åtta år att färdigställa. Denna gång är den litauiska konstnären och curatorn Viktorija Šiaulyte Martas parhäst – och i fokus står fenomenet coliving. Vid det här laget har många nog hört om Stockholms nya ”modern, social and accessible housing” – eftersom målgruppen är startup-entreprenörer används engelska uttryck flitigt – en rad exklusiva nyliberala kollektiv som erbjuder möjlighet att hyra allt från en ”sovpod” till ”shared apartments” för oblyga summor.

Ni är som dokumentärskapare återigen synliga i filmen, där ni nyfiket och utan att vara dömande undersöker hur den entreprenöriella coliving-ideologin fungerar i praktiken.
— Coliving-huset kändes nästan som en metafor. Vi kände igen oss i det, för även vi som konstnärer omfattas av imperativet att ständigt behöva vara produktiva. Vi måste vara det, annars överlever vi inte. Illa tvunget blir vi alla entreprenörer.

Det började med att Marta som själv bott i flera kollektiv såg en tidningsartikel med rubriken: De bor på sitt kontor. Att kollektivism och gemenskap säljs som vilken produkt som helst väckte en fascination hos henne.
— Startupindustri “hittar” ofta på saker som redan funnits i decennier. Kollektivhusrörelsen har funnits i Sverige sedan 20-talet och har varit en feministisk rörelse. Väldigt länge tänkte vi därför: är colivingen en slags appropriering av den gamla idén om kollektivboenden? Men ganska snabbt insåg vi att i entreprenörs-miljön tänker man inte så långt tillbaka och att idén härstammar snarare från en coworking där men också kan bo ihop.


Stillbild ur Good Life

I filmen syns det väldigt tydligt hur mängder av tid, pengar och tankeverksamhet investeras i någonting som känns rätt diffust och ogenomtänkt.
— Det är egentligen ett vinstdrivande fastighetsprojekt. Drivkraften är förstås att det går att tjäna mycket på det, kräva höga hyror för små ytor. Vår tes i filmen är att de boende – förutom pengar – måste investera mycket emotionellt arbete för att det ska fungera. De måste göra de här obeboeliga platserna beboeliga. Vilket vi människor alltid gör. Vi är alla ensamma i den här gigekonomiska terrorn och det är det som bolagen hittar ett sätt att monetisera.

Ni gick in i folks hem, gav några av dem kameror och fick dem verkligen att dela med sig av sina liv. Att de gick med på det! Det är ändå ett bolag, ingen statlig organisation med skyldighet att ställa upp.
— Det kändes viktigt att det inte skulle bli för personligt och vi ville inte anfalla någon. Vi har varit intresserade av att titta på någonting större, en ideologi och en maktstruktur.
Och det måste också sägas att startupvärlden har fått väldigt mycket statligt stöd och oproportionerligt lite offentligt granskande. Så det är egentligen en gemensam angelägenhet och vi bör få veta vad de här statliga pengarna använts till.

Några insikter som arbetet med filmen gett dig?
— Lyssnande som arbetsmetod och vikten i att försöka förstå. Dessutom demonterar de här startup-pitchar sig själva rätt snabbt om man har tålamod, de är inte utformade för ett riktigt samtal om vad visionerna innebär. Under en så otroligt polariserad tid när alla sitter fast i sina egna bubblor har det även varit viktigt för oss att hitta något man själv kan identifiera sig med. Det var mycket som provocerade mig i början av vårt arbete som inte provocerar mig längre.

Till exempel?
— Det har hänt väldigt mycket sedan vi började filma. Under pandemin har alla suttit hemma och jobbat och förvandlat sina egna bostäder till coworking ytor. När vi började med filmen var hela fenomenet så avantgarde, men nu åtta år senare behöver man inte längre förklara vad coworking och coliving är.

– En annan sak är att de här entreprenörerna numera undervisar på olika skolor. I början var det hela så chockartat men nu rycker vi knappt på axlarna. Dessutom visar skolvalsresultatet att ungdomar vill ha det moderata styret. Det är ett resultat av ett slags okritisk framåtanda som inte tar i beräkningen vad ett samhälle egentligen är eller vad vi har gemensamt. Jag saknar dylik kritik på skolorna, som tycks ha usurperats av företagstänkande.

Good Life … vad är ett bra liv för dig?
— Titeln började som ett skämt i förhållande till Second Class. Vi skulle ju röra oss bland de mer privilegierade. Vi har gått och grubblat över vad det innebär att ha ett bra liv, hur ska man leva och vad man ska göra. Som Melinda säger i filmtrailern: I don’t have plans three months, one month from now. Och det är lite där jag själv finner mig i. En längtan efter någonting stabilt och enkelt. Och för dig?

Ingen aning. Självtvivlen staplas på varandra. Det svenska valresultatet har piskat upp otillräcklighetens hjärnspöken. Jag känner mig för det mesta hem- och språklös.
— Jag känner mig ofta språklös.

Jag tänker hela tiden på språk. Är det så för dig med?
— När jag fick frågan om intervjun blev jag så rörd. Jag har inte haft tillfället att reflektera över språk alls! Det tar så lång tid och så mycket energi innan man börjar våga prata när det är en ansträngning att uttrycka sig.


Filmens andra regissör Viktorija Siaulyte. Bild: Ulijona Odisarija (beskuren)

– Jag använder tre språk dagligen: svenska, litauiska och engelska. På litauiska glömmer jag en massa ord, ibland hittar jag på. Viktorija skrattar åt mig hela tiden när vi pratar litauiska. Om jag ska prata om Good Life på litauiska, bävar jag inför intervjuer för jag kan inte uttrycka mig alls. Min litauiska har en annan funktion för mig. Jag pratar litauiska mest med min femåriga dotter och det blir en sorts identitetsförmedling för mig.

– Min engelska är inte så avancerad förutom alla akademiska ord jag lärt mig genom läsning. Den här filmen visas också i väldigt många akademiska sammanhang. Nu ska vi sitta i någon panel i Utrecht, tillsammans med en massa native speakers där. Då måste jag verkligen planera vad jag ska säga. Det är en viss sorg att inte kunna utrycka de associativa tankar man får i ett samtal där och då, på en scen med en mick. Och min svenska är brukssvenska, jag kan en massa ord och roliga uttryck. Det har jag samlat på mig genom åren. Svenskan är relativt enkel, tills det tar stopp.

Funderar du också mycket på hur du låter?
— Min svenska är ganska hård. Litauiska är egentligen mycket mjukare. Det är många vokaler. Jag har tänkt mycket på varför så många andra litauer jag känner här låter som jag och hur mycket det avslöjar. För min egen del handlar det kanske mer om en sort attityd man skaffar sig under åren – jag försöker rent fysiskt bara få fram alla dessa ord och ta plats och säga min mening. Men det är också en osäkerhet som hänger kvar sedan jag lärde mig svenska. Jag kände mig så otrygg att berätta saker att jag hoppade över halva meningar. Men jag har accepterat det, det får vara en del av mitt personliga varumärke att folk får tyda min hårt klingande dadaism haha.

Brytningen, den främmande fågelns kännetecken.
— För mig är det en fråga om mentalitet. Förutom att jag pratar väldigt snabbt på litauiska är min humor också annorlunda. I Litauen är 80 procent av all humor något slags självironi. Här blir folk jätteförvirrade om du driver med dig själv hela tiden. Sånt kan bli lite ensamt.

När språket inte räcker till har man andra uttrycksformer.
— Språket hjälper mig att sätta ord på olika fenomen. Jag gillar film som tänkande för jag gillar att tänka, men jag kan inte skriva om film som tänkande i en essä. Det går inte. Att kunna utveckla en tanke mer avancerat i det skrivna, den akrobatiken med språket, att ha flera ord för att beskriva samma sak, det är en annan sorts verksamhet.

För mig fyller poesin de här luckorna. Den får mig att andas språkligt. Sätta ord på det som inte går att sätta ord på.
— Jag har ett så fint minne. När jag kom till Sverige hade jag en underbar lärare i svenska, engelska och franska, och i ekologisk odling – Mats Holmén. Han var så mån om att översätta Tranströmer till mig. Och han ville att jag skulle förstå hans poesi. Varje morgon när jag kom ner till frukosten la han fram en dikt på svenska och samma dikt på engelska, i hans egen översättning. Jag har kvar dem. Tranströmer är någon som verkligen följt med mig hela tiden.

Det är den vackraste tänkbara ingången till språket som man kan få.
— Jag upplever inte Tranströmer som förtjust i sin egen språkliga akrobatik, han är bara metaforernas mästare. Och det blir så starkt. De här c-durerna och snöflingorna. Det är så precist.

Några veckor senare när jag är klar med transkriberingen av mitt samtal med Marta öppnar jag direkt Tranströmer och blicken fastnar på hans Från mars –79.
Marssnön vräker ned på asfalten utanför.

Trött på alla som kommer med ord, ord men inget språk
for jag till den snötäckta ön.
Det vilda har inga ord.
De oskrivna sidorna breder ut sig åt alla håll!
Jag stöter på spåren av rådjursklövar i snön.
Språk men inga ord.

Kasia Syty • 2023-04-25
Kasia Syty är filolog, kulturjournalist och cineast.